Forum Reptili

Forum księstwa Reptilia

Ogłoszenie

W swoim profilu w zakładce "Dodatkowe Pola" Możecie wpisać swoje ID i nick w grze. W ten sposób będzie wiadomo kto jest kto bo czasem po nickach można sie pomylić :P

#1 2009-04-15 15:13:48

Muireann

Wyrocznia

6524907
Zarejestrowany: 2008-07-24
Posty: 70
Punktów :   
ID: 94
Imię w grze: Sile

Haressdren - uaktualnienie

'Magia zaklęta w krysztale, niczym promienie dawno utraconych wizji...'

http://bibainfo.pl/pub/83.27.83.77/2009/04/13/222502/7169/smok.JPG

Od wieków dwa bezimienne Sferra krążyły wokół siebie niczym zaklęci w tańcu kochankowie. Wypełniała je czarna pustka, wśród której nie było życia. Jedynym elementem mogącym przetrwać w tych warunkach, a zarazem łączących dwa Sferra były kryształy.  Skupiska podłużnych, mieniających się szkarłatem kryształów wypełniało niemalże całą powierzchnie świata tworząc mistyczny obraz. Ponadto zaklęta w każdym jednym była esencja magiczna. Pochodzenie magii w ów kryształach pozostaje do dnia dzisiejszego zagadką praktycznie można by rzecz że gdy dwa Sferra się tworzyły, ich jedyna siła - magia została w nich na zawsze uwięziona.
Mijała lata, wieki, milenia. Dwa Sferra nieubłaganie zbliżały się do siebie. Nadszedł wreszcie moment, gdy od nieznanych przyczyn uderzyła ona o siebie, wrzynając się nawzajem w swoje jądra. Moc, z jaką jedno na drugie natarło spowodowało, że kryształy pękły na tysiące kawałeczków, a wraz z nimi uleciała cała nagromadzona esencja, lecz nie rozproszona na wszelkie strony, a uformowana w ciele potężnych istot określanych mianem smoków. Była ich garstka, ledwo szesnastu, lecz każdy o lśniących łuskach stworzonych poprzez magię, rozłożystych skrzydłach i bystrych oczach, w których nie jeden mógłby się zatracić. Przypominali najcenniejszy klejnot niezdobyty przez żadnego władce. Dzięki okolicznościom w jakich zrodziły się, a także esencji, która wypełniała każdy skrawek ich ciała, mogli oni przemieszczać się swobodnie między Sferrami. Nie zachowały się jednak jakiekolwiek zapiski w historiach innych światów o obecności smoków, jednakże magia zawsze ochraniała je od nieproszonych par oczu. Wysoko rozwinięta inteligencja, rozum, duma nie pozwalały im ujawniać się jakimkolwiek osobom, lecz zarazem łaknęli oni wiedzy z owych Sferr. Nieśmiertelni przybyli wreszcie do Fallathanu. Barwny świat okazał się ostoją jaką szukali. Nie przeczuwali jednak, że żądni mordu mieszkańcy wymordują co do cna ostatniego z mistycznych smoków kończąc tym samym pewny nieznany sobie rozdział.
Dziś, kiedy Fallathan podzielony został przez samozwańczych panów na księstwa nikt nie uświadczy obecności mistycznego smoka. Jednak wśród haressdrenów krąży legenda, że dwa niegdyś zniszczona Sferra utworzyły konstelacje gwiazd na niebie, układających się w smoka, przez co nigdy nie będą oni sami...

http://bibainfo.pl/pub/83.27.83.77/2009/04/13/225111/9615/Dragon_by_Lastwear.jpg



Legenda o narodzinach  Haressdrenów

Lata temu, gdy matki matek waszych matek były młodymi niewiastami, gdy ojcowie ojców waszych ojców wymyślali coraz to lepsze historie ziemie cesarstwa wyglądały inaczej.
Malownicze polany, zielone, żółte przeplecione czerwonymi makami, zbożem, co to wyższe niż wy dzieci było. Zielone drzewa, co wydawały się być większe aniżeli sam pałac w Vanthii chyliły się zawsze w jej stronę. Nikt nigdy nie widziałby od królestwa stroniły!
Szerokie uliczki, pojedyncze domostwa, wielkie połacia wszelakich zbóż jak i kwiatów z każdej strony okalało wznoszone mury.

http://fc02.deviantart.com/fs36/f/2008/281/c/3/Painting_Dragon_by_nicole1725.png

A musicie wiedzieć, że czaszy tamte inne były niż obecne. Każdy wojak znał swa trasę, wokół cesarstwa, mapy dopiero kreślili a i to kiepsko szło gdyż Ci, co poszli poza lasy spisywać mapy często nie wracali. Nie wiedzieć, czemu same ich konie przybywały to też skryby cesarstwa, bardzo mądre panicze, po rozmowie z cesarzem stwierdziły jednoznacznie, że czas wojska zaprzęgnąć by mapy stworzyć. To też stary już cesarz, o brodzie sinej i długiej niczym krasnoludzka, wydał dekrety stawiające potężną armię…
Wtedy też z każdej pobliskiej wsi pobrano po dwadzieścia koni, i po dwudziestu młodzieńców. Każda wioska miała płacić trybut na potrzeby armii przez lat dwadzieścia! By powstała wyśmienita armia cesarska i tak też się stało! Wyszkoleni młodzieńcy stali się trzonem cesarskiego wojska! Na koniach bez znaczeniu czy z łuku czy z kopii, czy w galopie czy też w kłusie zawsze trafiali do celu, bez zawahania strącali jabłko z głowy szarżującego na nich przyjaciela! A gdy nastał czas, cesarz wydał następny dekret.
Był on strasznie ciekaw świata go otaczającego to też rozkazał swym ludziom, zbudowanie mithrilowej karocy ze wszelkimi dystynkcjami i należytym hołdem dla samego cesarza. A gdy i ta została stworzona światło dzienne ujrzał sam cesarz przemawiając do swego ludu. Mowa jego była krótka, lecz bardzo mocna jak na starca. Głos jego przeszywał niezliczone kamienne uliczki, te najmniejsze i te największe. Całe cesarstwo padło na kolana. Cesarz wtedy rzekł do ludu, że choć nigdy nie opuścił ich ani na chwilę, zawsze stał niczym brat u ich boku dziś niczym brat ruszy ze świtą wspaniałych synów Vanthii, najlepszych konnych oddziałów w podróż. Podróż, która ma przedstawić potęgę cesarstwa, w której kultura sięgać będzie ponad widoczne lasy i pobliskie wioski!
Na tej właśnie wyprawie miał zakreślić mapę, pierwszą mapę ziem Fallathanu.
Wielu się zgłaszało do pomocy cesarzowi, lecz wybrana została tylko garstka z nich. Młoda Apsalar, najbardziej zaufana w środowisku magów, ambitna i wierna cesarzowi. Ten bardzo szanował jej zdanie, jej sugestie i pomysły, lecz nie chciał jej narażać to też nakazał jej pozostać w królestwie. Miał do niej inne plany, lecz nigdy o nich nie powiedział...
Cesarz nie zdradził nigdy powodu swej podróży, choć mówił że czasy jego panowania dobiegały końca, nikt nie wiedział o co mu chodziło.
Byłem małym chłopcem, gdy po raz pierwszy zobaczyłem Cesarza, wtedy też wyłowił mnie z tego tłumu i zaproponował mej rodzinie, że mnie wyszkoli na skrybę. Słowa swego dotrzymał. Nie raz siedzieliśmy razem a on uczył mnie pisania, czytania. Tajnych znaków, co to dowódcy zapisywali na zewnętrznych stronach pergaminu, zapisów runicznych. A w wolnym czasie ze mną rozmawiał w językach elfów i nie tylko. Wiedziałem, że cesarz nie ma tęgiej miny, że dni jego panowania są policzone wiedziałem również, co go trapi. Przez lata jego panowania odpierał ataki najeźdźców beż żadnego problemu. Pobliskie wioski składały mu hołd w zamian za obronę swych ziem. Nikt nigdy nie rzekł złego słowa na cesarza, lecz to mu nie wystarczyło! Cesarz wiedział, że wszystko się kończy, że gdzieś tam jest zapisana księga żywota, gdzie zapisany jest początek jak i koniec spokojnego bytu królestwa. On chciał to zmienić, chciał uczynić coś więcej dla swego ludu. Dla tego dołączył do tej wyprawy. Miała to być jego ostatnia wyprawa, czyn godny władcy. Wiedział, że gdy stworzy pełną mapę ziem Falathanu i powróci żywy lub też martwy imię jego i sława cesarstwa nigdy nie zginie! Tak chciał oddać hołd swemu ludowi i tak też uczynił, lecz lud tego nie docenił.
Tak, więc razem ze świtą konnych wyruszył na południe od Vanthii. Nie wiedział, że jeden z jego pobocznych, nie był wcale wyszkolonym żołnierzem, a jego najcenniejszym klejnotem – Apsalar, która widocznie potajemnie się przebrała za jednego z nich. Miało się to okazać bardzo korzystnym zbiegiem okoliczności. Wyprawa rozpoczęła się mozolnie, kartografii notowali każde drzewo, każdy głaz by odzwierciedlić najdrobniejszy szczegół na powstającej mapie.
Po kilku dniach mozolnej podróży dotarli do wysokiego pasma gór, szczytów, które tonęły w chmurach a polany wokół mieniły się barwami wiosny, a dokładnie ostatnim jej tchnieniem.
Ciekawość ludzka i ambicja cesarza nakazały im ruszyć w stronę pasma. Na pozór nieprzystępne góry miały u swych stóp ciasne przejście. Ciasne, lecz karoca cesarza mieściła się bez problemu. Zimne ostre skały zdawały się zakleszczać z każdym kolejnym krokiem, ciemność i chłód ogarniały jednostki. Po chwili jednak oczom podróżnych ujawnił się przerażający widok. Ciemna, chłodna ziemia u stóp koni zmieniła się na wypaloną i twardą skorupę. Tutaj skały były delikatniejsze, nie było ostrych wykończeń ani też typowych dla skał kolców i półek skalnych. Tutaj wszystko było łagodne, zaokrąglone a skały były błyszczące. Tak jak by zlewały się z jednolitym podłożem.
Pamiętam też do dziś ten odgłos, gdy pod mym koniem pękł pierwszy korpus. Gdy się obejrzałem zobaczyłem, że na ziemi leżał szkielet podobny do orka był, lecz cały czarny, zwęglony prawie. Tak jak by uciekał a coś go żywcem spaliło. Później znowu ten odgłos i znowu. Pod naszymi końmi znajdowało się cmentarzysko. Widok ten wyjątkowo nie przyjemny był, każdy trup skierowany był w stronę wyjście, co dziwne, tak jak by wszyscy uciekali z tej kotliny, a my w nią brnęliśmy. Gdy z niej wyjechaliśmy, oślepiające światło ukazało nam obraz zgrozy i rozpaczy. To, co nam się wydawało wielkim jednolitym wzniesieniem okazało się wyjątkowo szerokim pasmem górskim. Naturalnym murem królestwa czegoś, przed czym wszyscy uciekali, lecz, chyba nikomu się nie udało. Tutaj też ziemia pod naszymi stopami była wypalona i krucha, co jakiś czas widniały pojedyncze ślady zwęglonych zwłok, tarcze i miecze zardzewiałe leżały zaraz obok. Widok ten nie był zbyt przyjazny i nie jednemu zbierało się na wymioty. Ba nawet nie jeden je zrealizował, ale z rozkazu cesarza brnęliśmy dalej. Chwilę zajęło nam przejście przez te wypalone i martwe zimne ziemie, lecz po chwili kopyta naszych koni weszły na chłodną i mokrą bujną trawę. Wyglądało to jak granica pomiędzy życiem a, tym, co spotkało tych nieszczęśników. Jednak cesarz się nie ugną kazał iść dalej, dalej pewny siebie, dalej niewzruszony. Widać było, że ten starzec widział wiele w swym życiu i takie cmentarze nie robią na nim wrażenia. Po chwili doszliśmy do jeziora, krystalicznie czystej wody, nieskażonej jakąkolwiek ingerencją. Cesarz nakazał nam odpoczynek, ale chyba nikt nie czuł się dość swobodnie by relaksować się i podziwiać widoki. Czuliśmy się ciągle obserwowani, jednak nie wiedzieliśmy skąd! Było to bardzo irytujące.
Gdy nasi ludzie się uspakajali już, i widok cmentarzyska nie robił na nich wielkiego wrażenia, nagle słońce na chwilę zaszło, tak jak by jakaś wielka chmura przeszyła niebo. Chwilę później kolejny i kolejny raz. Gdy unieśliśmy wzrok nikt nie widział chmur, bo tu ich nie było! Jedyne, co zobaczyliśmy to coś na widok ptaka, ale znacznie większe niż ptak.
Lecz po chwili dane nam było zobaczyć te stworzenia w całej okazałości. Zbliżały się bardzo szybko, najpierw myśleliśmy, że to większe ptaki, później stały się znacznie większe i dalej rosły aż, gdy pierwszy z nich wylądował naprzeciw nam. Ziemia zadrżała pod jego ciężarem.
Był wielki! Był jak pałac cesarski! Pamiętam te szepty między ludźmi, każdy wiedział, co to za stwór, szeptali jedno słowo. Tak jak by imię samego czorta wymawiali. Smoki....To smoki.
Nie mieliśmy nawet chwili by się przyjrzeć pierwszemu z nich, gdy nagle z nieba zleciały cztery inne. Żołnierze ustawili się w zwartym szeregu naprzeciw karocy cesarza jeden przy drugim. Z wyuczoną pewnością siebie i hardą miną, choć żaden z nich nie był pewny tego, co robi. Stawać naprzeciw takich bestii? Ja razem ze skrybami schowaliśmy się za karocą w bezpiecznym miejscu. Ukradkiem tylko obserwowaliśmy, co się dzieje po drugiej stronie.
Naprzeciw regimentu konnych stało pięć smoków, Jeden w środku lekko z przodu wydawał się być wodzem reszty, cztery inne ciemniejsze stały za nim. Pamiętam tą ciszę, nic się nie działo, przez chwilę każdy czekał na jakiś ruch. Lecz to było złudne. Złoty smok wydarł się nagle niespodziewanie, ten ryk niczym tysiące piekielnych fanfar przeszył całą polanę, odbijał się od skał i wracał ponownie z tą siłą, chwilę po tym cztery inne również się wydarły rozpinając swe potężne skrzydła. A nasi konni nie ugięci zacieśnili tylko szyk, chroniąc karocę cesarza. Pot spływał po ich twarzach, ale żaden ni ruszył się, nikt nie zaczął uciekać ani szarżować Stali sparaliżowani strachem, wpatrując się w smoki. Można powiedzieć, że podziwiali te bestie jednocześnie bojąc się ich.
Smoki powoli zaczęły kroczyć w stronę konnych, łapa za łapą powodując przy tym małe trzęsienie ziemi. Gdy zbliżyli się na odległość szyi smoka szyk konnych lekko się poruszył. Stali by tak dalej gdyby nie jeden z konnych, co przed szyk wyjechał spokojnie. Dowódca tyko zacisnął zęby tysiące przekleństw przeszło mu przez głowę, lecz nie odważył się nic powiedzieć. Stał i patrzył się na głupca. Smoki też natychmiast się zatrzymały prężąc się w stronę nadjeżdżającego konnego po raz kolejny wydali swój piekielny okrzyk, lecz ten dalej kroczył w ich stronę powoli rozpinając swą zbroję. Gdy od smoków dzieliła go tylko odległość może ze dwóch koni ujrzeć można było, że to nie mężczyzna a kobieta o długich blond włosach. Gdy to cesarz zobaczył również tysiące przekleństw zawitało mu w głowie, lecz wypowiedział tylko jedno słowo... Apsalar...
Złoty smok, widząc kobietę spojrzał na nią groźnie po chwili zalał ją falą ognia. Jednak ta nie ulękła się. Ogień tuż przed nią rozpostarł się niczym rozpraszając się o niewidzialną tarczę Osmolił tylko ziemię wokół niej, a jej samej nic nie zrobił. Widać było, że złoty smok był lekko zdziwiony, ale nie ponowił swego ataku. Wyprostował się tylko wydając kolejny ryk a reszta szybko do niego dostąpiła. Wszyscy uważnie obserwowali, co się dzieje, przerażeni a jednocześnie z nadzieją na jakiś cud.
Młoda Apsalar stałą naprzeciw złotego smoka, przynajmniej tak się jej zdawało do momentu, w którym nie usłyszała czegoś dziwnego. Czarodziejka usłyszała w swym umyśle kobiecy głos. Okazało się, że ten potężny złoty smok to samica, a jej imię brzmiało Selena. Była matką reszty smoków, panią tych ziem od wieków. Co więcej bardzo jej się nie spodobało, że najechali ją nieproszeni goście.
Rozmowa ta trwała chwilę, w pełnym milczeniu smoki pochylone w stronę młodej Apsalar nie drgnęły nawet, cisza ta była nie do zniesienia. Po chwili jednak smoki spojrzały w stronę karocy, oddały hołd, poprzez skinienie łbem. Potem wzniosły się w powietrze i odleciały. Gdy Apsalar wróciła do szeregu skierowała się natychmiast do karocy lekko zmieszana, skulona przyklękła naprzeciw cesarzowi. Opowiedziała mu cała rozmowę, jak przyrzekła, że te góry objęte będą świętością, nikt nigdy nie zawita na ziemiach smoków w zamian za to Ci wspomogą cesarstwo swą mocą. I tak też się stało.
Przez wiele lat nikt nigdy nie zawitał w tych stornach, mieszkańcy mieli zakaz wchodzenia w to pasmo górskie a gdy cesarstwo w kłopotach było nie wiadomo skąd nagle pojawiały się potężne smoki pomagając w obronie cesarstwa.
Lecz jak to cesarz kiedyś mówił, wszystko ma swój kres i tak też tutaj. Choć mapa Fallathanu została stworzona i choć potężne bestie chroniły królestwo coś musiało się zmienić.
Barbarzyńcy... Banda nieokiełznanych zacofanych stworzeń. Brudni, pokiereszowani w skórach zwierząt. Ogry, demoniczne elfy, bracia piekieł. Wielka horda pomiotów piekła. Zawsze byli tam gdzie było złoto, łupy. Tam gdzie mogli się wzbogacić lub tylko zabić. Dla tego zjawili się na ziemiach cesarstwa. Ich oczy przepełnione żądzą mordu skierowane lubieżnie w stronę cesarstwa ich wielkie, owłosione łapska mocno dzierżyły tasaki i inne bronie. Lecz nie szli na cesarstwo, wiedzieli, że czeka ich tam zagłada póki, jest chronione. Póki są smoki! Dla tego też ruszyli w stronę gór, uzbrojeni po zęby, wzmocnieni o watahę magów najemców, z ogromną ilością lin i siatek szli na smoki! To był ich główny cel zaatakować smoki, zniszczyć najmocniejszą linię obrony imperium. Niezliczone zastępy barbarzyńców, jeden za drugim wbiegały w przesmyk. Ci, co przebiegli natychmiast kucali zasłaniając się tarczami tworząc w ten sposób ciasny korytarz. Potem kolejni i kolejni tworzyli ścisły tunel, zmierzający do jeziora, reszta podbiegała z wiadrami wody żeby przygotować się na atak smoków. I tak też się stało.
Gdy pierwsza część barbarzyńców wtargnęła na ziemie smoków te natychmiast się poderwały do lotu atakując piekielnym ogniem zastępy. Jednak ci szybko za każdym nalotem kucali ściskając się, tarcza na tarczy chroniła ich przed ogniem. Długo to nie mogło trwać gdyż po pierwszych nalotach Ci, co dzierżyli tarczę krzyczeli już z bólu, ich łapy poparzone już były to też, gdy smoki odlatywały w grupach wybiegali z przesmyku biegnąć, co sił w nogach w stronę jeziora gdzie znów ten manewr powtarzali czekając na wsparcie. Część z nich padała w skutek odniesionych ran inni nabici na pazury potężnych łap smoków lub zmiecieni potężnym uderzeniem smoczego ogona dołączali do grobowców innych śmiałków. Lecz za dużo ich było by zauważyć jakieś osłabienie w ich szeregach. Smoki nie dawały za wygraną z coraz większą furią biły w stronę stalowych pancerzy. Zniżały lot by zmieść jak najwięcej wrogów. Smoki ryczały, co sił by zasiać trwogę w ich szeregach, lecz tych przybywało, coraz więcej i więcej aż całe jezioro pokryte było stalową pokrywą. Po chwili z przesmyku zaczęli się wynurzać magowie w swych aurach odporności, a za nimi machiny, co przypominały balisty, lecz zamiast kołków były w nich wielkie siatki. A wszystko to ciągnięte było przez wielkie, plugawe ogry.. Chwilę zajęło im przetoczenie się z przesmyku na otwarte pola, lecz pod osłoną magii nic im nie groziło na zgubę smoków.
Gdy się rozstawili i pierwsza siatka została wystrzelona nastąpiła zguba smoków. Siatki okazały się być twardsze niż wyglądały, spowite czarną magią zawijały się wokół skrzydeł smoków zmuszając ich a nawet wybijając z lotu padały na ziemię, gdzie stado barbarzyńców natychmiast do nich doskakiwali z toporami i mieczami nosząc im zgubę.
Apsalar spokojnie śpiąca w komnatach cesarskich nagle się obudziła cała spocona. Jej oddech był płytki w oczach przerażenie. Śniło jej się, że matka smoków jest w zagrożeniu, nie... Jej to się nie śniło ona jest w zagrożeniu! Natychmiast pobiegła powiadomić o tym cesarza. Jej przerażony wyraz twarzy uzmysłowił mu, że nie był to tylko sen. Władca nie zwlekając wezwał regiment konnych i wszelkich piechurów Vanthii i ruszył nie szczędząc konia na odsiecz smokom. Dzięki mapom wiedzieli jak tam trafić to też podróż im wiele nie zajęła. Tuż pod przejściem stacjonowała cześć barbarzyńców, którzy szykowali się do wejścia. Nie spodziewali się nawet, że wojska cesarza uderzą od tyłu, była to dal nich śmiertelna niespodzianka. Zastęp konnych magów, nie oszczędzając koni już na odległość wzroku zaczął uderzać swymi czarami, wzniecając deszcze meteorów.. Budząc wszelkie żywioły wybili niezorientowanych barbarzyńców. Za nimi konni wybili się przed magów przemierzając wąska kotlinę dalej nie zwalniając tratowali przerażone jednostki barbarzyńców, którzy uciekali od smoków prosto w kopyta Vanthijskich żołnierzy. Gdy Ci przeszli przez kotlinę obraz, który przed nimi się pojawił był straszny. Wcześniejsze zielone trawy płonęły, po ziemi spływały rzeki krwi, w oddali leżał pierwszy martwy smok a wokół niego banda brudnych wojowników dalej siekających bezlitośnie jego ciało, w oddali drugi się jeszcze bronił leżąc na boku uderzał łapami i ogonem rozrzucając swych oprawców. Lecz widać było w jego oczach, że długo tak nie pociągnie, lecz do ostatniego momentu walczył chroniąc swą matkę Selen. Koni natychmiast ruszyli na machiny wycinając od tyłu wroga, za nimi magowie, gdy tylko wyszli z przesmyku zaczęli zdejmować czary ochronne negując działanie czarnej magii. Chwilę później tupot nóg wojsk Vanthii stawał się coraz wyraźniejszy, coraz szybciej zaczęły pulsować skały by po chwili jednolity okrzyk Cesarskich wybił się z przesmyku. Każdy z nich szeptał słowa modlitwy, czcząc swych bogów oddając swe życie i swój miecz pod osądy wszystkich władców nieba, ziemi i podziemi w imię Cesarza.
Walka rozpoczęła się natychmiast, barbarzyńcy rzucili się do obrony machin magowie dalej często wyłaniając się na cesarskie strzały powijały aurą ochronną machiny, a te właśnie celowały w Selen, jedyną samicę. Jedna z tych maszyn najbardziej chroniona tarczą z ludzi i pik właśnie wystrzeliła. Kilka kamieni zaczepionych do mocnej sieli przeszyło powietrze, szum przebił się przez okrzyki walki i śmierci, choć wszyscy walczyli każdy słyszał ten odgłos i wiedział, co to oznacza. Ostatnia smoczyca... Dalej walcząc kątem oka obserwowali modląc się w głębi duszy, że ta sieć zboczy, że wiatr nagle zawieje lub nie doleci. Niestety, gdy sieć rozkręcając się pod siłą wystrzelenia zaczęła przybierać na rozmiarach ich nadzieja powoli padała budząc w nich jeszcze większą agresję, szał. Część z nich nie patrząc na ilość wroga przy maszynach spięła konie i czym prędzej ruszyła do ataku. Kopyta, które wcześniej o ziemię uderzały jak chciały teraz stawały się jednolitym uderzeniem, tętnem, przypominającym uderzenie smoczego serca, wzbijając na początku małe kamienie a gdy do szarży dołączał kolejny koń coraz większe i większe aż z kilku śmiałków w pierwszej linii zrobiło się kilkuset konnych groźnie wskazujących swój punkt uderzenia w szeregi agresora gotowi zginąć, zemścić się, zniszczyć... Zabić! Jednocześnie z nimi, tak jak oni zbliżali się do machin tak sieć zbliżała się do smoczycy. Tak jak oni rośli w siłę z każdym kolejnym konnym tak i sieć rozrastała się z każdym zatoczonym kołem. Tuż przed uderzeniem dosłownie na chwilę przed nim Złotą smoczycę zapłodnił własnym ciałem, pikujący złoty smok ściągając swym pędem i wielkim cielskiem uderzenie. Huk uderzenia i łamanych kości przeszył nieboskłon a chwilę później niecałe uderzenie serca więcej kolejny zgrzyt łamanych pik, miażdżonych kości, krzyku koni i wojowników przeszył pola ziemi. Zarówno desperacki akt poświęcenie przez złotego smoka, który uśpiony uderzeniem padł na jedną z dwu ostatnich machin miażdżąc ja i jej obsługę jak i szarża odważnych konnych okazała się skutecznym działaniem! Smoczyca widząc poświęcenie jednego z jej towarzyszy raz jeszcze w smoczym języku ryknęła. Jej krzyk przepełniony żalem i nienawiścią przeszył ziemię ogłuszając tam walczących, lecz po chwili nagle przerwała, gdy nie wiedząc skąd jedno z jej skrzydeł przeszyła seria podpalonych strzał wyrządzając dość poważne rany. Część z nich zamiast ognia nosiła coś bardziej śmiertelnego niż wszelkie trucizny. Czarną magię, która mocniejsza była od mieszanin trucizny a działała natychmiast. Czując to Selen raz jeszcze omiotła mętnym spojrzeniem walczących na dole. Wojska cesarza w stalowych zbrojach mieszały się z brązowymi od ziemi, noszącymi na sobie przeróżne skóry wojskami barbarzyńców, a na tyle stała ona.. Apsalar w błękitnym płaszczu z kapturem na głowie ciągle wzniecała nowe skupiska ognia wycinając w pień wrogich wojowników. Ostatni raz też wtedy usłyszała słowa Selen, która podziękowała za pomoc i przyrzekła, że ten czyn nigdy nie zostanie zapomniany. Po tych słowach Selen wzniosła się ostatkiem sił ponad ostre skały kanionu kierując się w stronę wyspy. Zostawiła za sobą pobojowisko i ciała swych dzieci. Leciała nad wodami mijając malutkie łódeczki pobliskich rybaków, którzy przerażeni jej ogromem wskakiwali do wody odmawiając pacierze. Selen zaś ostatkiem sił machała swymi rannymi skrzydłami, ból coraz potężniejszy mącił jej wzrok, zniżał lot. Unosiła się ledwo nad wodą łapami mącąc jej spokój by w końcu ostatni raz pachnąć rannymi skrzydłami wzniosła się nieco do góry a potem już spokojnie, lecz szybko leciała w dół. Oczy już przymknięte miała odwracając się na plecy runęła na wyspę. Mokry piach załagodził uderzenie, które i tak było na tyle potężne by poderwać wszystkie ptaki na wyspie. Po pierwszym uderzeniu lekko wybiła się w powietrze bezwładnie okręcając się ponownie kilkukrotnie jeszcze uderzając na plaże. W końcu jak się zatrzymała ciężko łeb jej opadł. Ostatkiem sił zraniona, z pozrywanymi łuskami, spod których sączyła się krew uniosła powieki. Jej wielkie cielsko leżało bezruchu wpatrując się w dal. Wyspa, na której znajdowała się pokryta była palmami, a na samym jej środku znajdował się wysoki wulkan. Ona zaś leżąc na jej początku, pomiędzy zmiażdżonymi drzewami konała. Dopełniła swa obietnicę. Ziemię cesarskie do ostatniej kropli krwi chroniła wraz ze swymi dziećmi. Oddech coraz płytszy stawał się, wzrok przysłoniła mgła. Z każdą chwilą smoczyca bliższa była ostatniego tchnienia. Cóż stanie się z cesarstwem, gdy smoków zabraknie? Selen uniosła swą drżącą łapę i szybkim ruchem jedną ze swych złocistych, lśniących łusek wyrwała. Wraz z ostatnimi promieniami zachodzącego słońca kończącego dzień i dającego nadzieję na lepsze juro, z łuska ściskaną w łapie, ze słowami na ustach Smocza Matka powieki swe na wieki zamknęła...

Gdy ostatni smok padł martwy na ziemię z jego krwi narodziła się legenda.
Legenda o potomkach smoków, o ich synach, o ich następcach.
Legenda o Haressdrenach czystej krwi, z pierwszej linii.
O garstce tych, dla których życie miało mniejszą wartość niż honor i sprawiedliwość.
Strażnicy Przeznaczenia.

..Narodzić się miała piątka, której dusze ściśle związane z Selen i czwórką mężnych strażników były. Potomkowie czystej krwi. Razem mogli wszystko, osobno zaś nic. Oddani cesarstwu jak niegdyś...


Pozostała jedyna garstka smoków, schańbionych swa ucieczką. Zamieszkali oni na obrzeżach Fallathanu, wśród jaszczuroludzi, ostatkami sił smoczej magii do ich wyglądu się upodobali. Wiele z nich związało się z jaszczuroczłekami, wiele wspólnie z nimi dom swój rodzinny dzieliło, wiele pracowało i bawiło się u ich boku Czysta krew smoków poczęła zanikać, zatarta biegiem lat. Nikt więcej nie słyszał o złotołuskich mieszkańcach cesarstwa. Do czasu, gdy pierwsze z nich, Crom wraz ze swymi braćmi objawili się nazwani Haressdrenami legenda, podania poczęły ożywać na nowo. Pośród nich była piątka, przez Selen wybrana. Piątka, poprowadzona przez wybrankę do celu. By raz jeszcze stanąć w obronię Ojczyzny...



Charakterystyka
Bycie Haressdrenem to bycie kimś! Udzielanie się w świecie, bycie znanym, pozytywnie! Bycie ambitnym!

http://bibainfo.pl/pub/83.27.83.77/2009/04/13/225220/5825/haress.JPG

Ni to smok, ni jaszczurka. Jest istotą o złotej poświacie, spowodowanej złotymi łuskami kryjącymi skórę jego. Postura pokaźna, dobrze zbudowana zarówno u mężczyzn jak i kobiet. Do tego skrzydła niczym demona oraz ogon. Oblicze dumne, majestatyczne i spokojne. Jak na potomka złotych smoków przystało silny oraz wytrzymały, mądrością i bystrością obdarzony. Zważając na ich myślicielską naturę przesiąkniętą wiedzą uważani są za jedną z najinteligentniejszych ras jakie kiedykolwiek stąpały na ziemi. Najczęściej są oni Neutralni Dobrzy. Jednakże zdarza się, że dobra chcąc, zło czynić, lecz jednak gdy o pomoc go poprosisz odmowy nigdy nie usłyszysz. Smoczą magią włada a mosiężny, srebrny amulet haressdreńskie pomocą w chwili zwątpienia i trudu służy. Uparcie do celu dążą, czasami nie zważając na konsekwencje. Słowa danego nie złamią. Jak jeden mąż za swym bratem staną, gdyż słowo braterstwo jest bliskie im sercu. To dzięki niej przetrwali i trwać będą...



Zdolności:
Przeczucie
Jako potomkowie smoczych bestii, władców magii haressdren odziedziczył część zdolności od nich. Jedną z nich jest przeczucie. Haressdren w podświadomości już widzi aurę osoby z którą rozmawia. Zdolność ta jest w podświadomości haressdrena i wymaga opanowania gdyż często może zostać źle odczytana. Lecz z czasem haressdren widząc już kogoś potrafi wyczuć rasę danej osoby jak i jej intencje (atak, ignorancja) , skrywaną pod czarem iluzji czy też pod maską.



Słabości:
Nigdy nie krwawiąca rana.
Nawet w potężnej budowie potomków smoku znajduje się miejsce, które zadaje ranę śmiertelną. Wystarczy trafić dogłębnie pod łuskę by życie uleciało z haressdrena.

Oślepiające błyskotki.
Zupełnie jak smoki, haressdreni nie umieją oprzeć się blasku złotych bądź też drogich kamieni.



Umiejętności:
Amulet Haressdrena
Jedną z rzeczy, którą haressdrenowie najbardziej szanuję, to ich amulet. Okrągły, mosiężny medalion. Jedyna ozdoba to złota łuska wtopiona w metal, dzięki temu amulet posiada silną, smoczą magię, która również chroni Haressdrena i dodaje mu sił, kiedy tylko mu ich brakuje. Może być wykorzystany jedynie przez przeznaczonego właściciela.
Gdy haressdren ściska amulet oraz skupia swój umysł, potrafi tworzyć iluzje, zwiększyć moc magii umysłu na krótki czas. To nie jest zwykła błyskotka, którą można ot tak sprzedać. Każdy szanujący się haressdren, posiada owy amulet, otrzymany z rąk ojca rasy do końca życia. Gdy haressdren umiera, jego amulet spala się w magicznym płomieniu. Nie jest on odporny na uszkodzenia mechaniczne, jednak zniszczyć go może jedynie czarnoksiężnik bądź osoba o spaczonym sercu, którzy stopią przy pomocy wysokiej temperatury metal, a łuskę rozerwą na kawałki. Zniszczenie amuletu prowadzi do utracenia wszelkich umiejętności, pozostaje jeno Przeczucie jako instynkt w głowie haressdrena.
Lecz nie wielu haressdrenów wie co potrafi amulet. Mówią że mistyczne moce schowane są w środku moce które czynią z posiadacza niepokonaną bestię... (Zakup amuletu umożliwia zakup innych umiejętności oraz możliwośc ubiegania się u przywódcy o możliwośc korzystania ze zdolności Mistyczne Moce)

Smocze Tchnienie.
Jako potomkowie smoków, władców magii i pradawnych bestii Haressdren posiada już od urodzenia wykształconą zdolnośc - Smocze tchnienie. Jak niegdyś potężne smoki potrafiły z ust zionąc ogniem tak teraz, każdy z haressdrenów potrafi kontrolować żywioł ognia, choć nie jest on w stanie go stworzyć! Każdy płomień, iskra, ognik podatny jest na wolę smoczego potomka jeżeli ten obrał ścieżkę maga i od Mistrza Gry należy decyzja w związku z tym czy żywioł poddał się chcianej wolni haressdrena (60% szans na pozytywny rezultat). Zdolność tą posiada każdy haressdren już od urodzenia i posiada go do śmierci. Nie da się wyzbyć korzeni!

Latanie Haressdrenów
Potomkowie smoków maja odpowiednią budowę ciała (skrzydła), która umożliwia im poderwanie się do lotu, a dokładnie do swobodnego szybowania. Wymaga to jednak siły od haressdrena, który musi się odpowiednio mocno wbić ponad ziemię wspierając przy tym wznoszenie się. Ma to swoje ograniczenia, haressdren nie będzie latał w przestworzach, jedyne, co nieco ponad budynkami może szybować. Nie jest to latająca bestia, lecz częste ćwiczenia umożliwiają jej swobodny lot.

Osłona.
Solidne złote łuski, spadek od pradawnych ojców - smoków. Łuski te twardsze są na plecach, skrzydłach i bokach i odpowiednio miększe na brzuchu. Te twardsze chronią haressdrena przed pojedynczymi grotami strzał lub średnimi cięciami mieczy, które po prostu ześlizgują się przy kontakcie z twardą skórą. Jednak mocniejsze uderzenia potrafią wyrządzić krzywdę, uszkadzając skórę, łuski a w końcu haressdrena.

Przemiana w człowieka
.Jak przodkowie, co wśród ludzi się ukrywali, Haressdren potrafi przybrać kształt postury ludzkiej (człowieka, elfa). Wiążę się to z całym szeregiem przemian jakie musi przejść ciało pozbywają się cech gada a nabierając postury ssaka, jedynie oczy wciąż pozostają bez zmian. Pobyt w `obcym` ciele im dłużej trwa bądź częściej się go stosuje, tym boleśniej haressdren odczuwa skutki powrotu do pierwotnej postaci, a kości stają się podatniejsze na złamania czy też zmiażdżenia. Polimorfia, jak to jest powszechnie określane, jest uzależniona od amuletu haressdreńskiego. Nie musi on być w pobliżu, lecz wszystkie uszkodzenia mechaniczne wpływają znacząco na wiarygodność przemiany oraz jej trwanie. Prostszym sposobem, jedynie dla magów, jest okrycie się tzw. złudzeniem, który daje posobny efekt i jest mniej męczące (do wykrycia jedynie przez silnych magów).



Rozkład AP:
Siła - 6
Zręczność - 3
Szybkość - 3
Wytrzymałość - 4
Inteligencja - 8
Siła woli - 6

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.anieme-naruto.pun.pl www.disneyxd.pun.pl www.forumotwartemiastopuck.pun.pl www.bakugan-dark-revisions.pun.pl www.srk-priyanka.pun.pl